

Dzisiejsza Dziewczyna Lśnienia, którą mamy przyjemność
Wam przedstawić, to wyjątkowa postać w świecie polskiej blogosfery. Udostępnia klasyczne stylizacje z vintage zacięciem oraz tworzy uwodzące romantyzmem kadry. Poznajcie bliżej Karolinę, która swoją estetyką skradła
nasze serca!
Wyjątkowa estetyka i bardzo charakterystyczny, określony styl to cechy, które sprawiły, że jesteś aktualnie rozpoznawalną blogerką. Opowiesz nam jak zaczęła się Twoja przygoda z modą i blogiem? Kiedy i dlaczego postanowiłaś rozpocząć swoją działalność w internecie?
Moda od zawsze była mi bliska. Pamiętam jak w szkole podstawowej zachwycałam się filmowymi kostiumami gwiazd starego Hollywood. Marzyłam, by w przyszłości takie znalazły się również w mojej szafie. Początki mojej działalności w internecie opierały się na prowadzeniu prywatnego konta, które szybko przerodziło się w takie ze zdjęciami analogowymi. Wykonywałam je wtedy starym Zenitem, którego otrzymałam od taty. Co ciekawe, on sam używał go, gdy był mniej więcej w moim wieku! Prowadziłam wtedy fanpage na fb oraz instagram. Wyglądało to w ten sposób, że coraz częściej przeplatałam treści analogowe, zdjęciami moich ubrań. Niekiedy były to zwykłe zdjęcia w lustrze, jednak zawsze budziły szczególne zainteresowanie. To dało mi do myślenia, że może to treści, które po prostu się podobają. Ja również poczułam, że coraz lepiej odnajduje się w tej tematyce. Tak w pewnym momencie Analogowy Marazm przerodził się w profil o tej formie, w jakiej widzimy go teraz, czyli modowo-lifestylowy.
Znalazłaś się na liście najbardziej wpływowych blogerów wg Jasona Hunta, a rok wcześniej podczas Gali Twórców zostałaś laureatką nagrody Twórcy Roku, czy ten tytuł wpłynął jakoś na Twoją twórczość? Czy coś się wtedy zmieniło?
Tak, myślę, że to był w jakiś sposób przełomowy moment, z różnych względów.
Raz, ze zaczęłam wtedy dostawać więcej ofert, zgłaszało się więcej klientów, co było dosyć naturalną koleją rzeczy - zostałam mniej lub bardziej „dostrzeżona”. Natomiast wiele zmieniło się również z mojej głowie, ponieważ bloga prowadziłam niecałe pół roku. Wydawało mi się, że to naprawdę bardzo krótko. Ta nagroda dała mi do myślenia, że może to co robię, robię po prostu dobrze i jeśli po tak krótkim czasie udało mi się dostać tak ogromne wyróżnienie, to może mam do tego jakiś naturalny dryg. Myślę, że mocno dodało mi to pewności. Mocno pokazało mi też to, jak cudownych mam odbiorców. By przejść do finału, pod uwagę brane były głosy publiczności. Było ich tak wiele, że dostałam się do dalszych etapów. To właśnie dzięki tym ludziom, których zawsze określam moimi "Instagramowymi kumplami". Jako, że zostało to wyróżnione przez ludzi obecnych w blogosferze od wielu lat, było dla mnie naprawdę bardzo miłe i „dostałam wiatru w żagle”. Po gali odezwało się do mnie prawie dwieście osób z gratulacjami. Myślę, że z tydzień zajęło mi przekopanie się przez wszystkie wiadomości. To mocno pokazało mi jak cudownych, życzliwych i szczerych mam odbiorców.

To pytanie z pewnością słyszałaś już wielokrotnie, ale musimy się dowiedzieć - gdzie znajdujesz elementy garderoby? Masz może rady, sprawdzone sposoby jak ich szukać?
Jeśli chodzi o moją szafę, to rzeczy pochodzą z przeróżnych źródeł. Część to rzeczy nowe i w tym przypadku zazwyczaj staram się wspierać małe polskie marki, sporadycznie kupuję w sieciówkach, ponieważ zdecydowanie stawiam na wsparcie rodzimych brandów, oferujących dobrą jakość. Spora część mojej garderoby pochodzi z drugiej ręki. Wyszukuję je w second handach, vintage shopach,
na aukcjach internetowych i tam trafiam na te największe perełk - niepowtarzalne, z duszą, jedyne w swoim rodzaju. Tak nabyłam choćby mój ukochany beżowy trencz Burberry (w dodatku za ułamek ceny sklepowej), apaszkę Gucci z lat 50., okulary Celine.
Prowadzony przez Ciebie blog to nie tylko piękne zdjęcia i idealnie skomponowane stylizacje, ale także bardzo przenikliwe teksty. Masz sporo talentów, czy możesz nam zdradzić czym zajmujesz się na codzień?
Na co dzień jestem studentką stomatologii! Właściwie za chwilę będę już absolwentką, ponieważ kończę właśnie ostatni rok studiów. Myślę, że jest to równie duża część mojego życia jak blogowanie. Studia medyczne są mocno angażujące, jest to również coś, czym chciałabym zajmować się zawodowo. Blogowanie jest dla mnie świetną odskocznią, którą uwielbiam. Tak chciałabym to zawsze traktować. Jako przyjemność, do której chcę wracać, która jest moją pasją.

Swój styl określasz teraz jako klasyczną elegancję w wersji vintage, ale wiemy, że nie było tak zawsze. Pamiętam, że wstawiłaś niegdyś zdjęcie z przeszłości, w zupełnie innej odsłonie. Co sprawiło, że tak bardzo się zmieniłaś? Co miało wpływ na Twoją modową drogę?
Faktycznie, nie zawsze celowałam w klasyczną elegancję z takim vintage zacięciem, natomiast odkąd pamiętam był to styl, który był mi w jakiś sposób bliski. Jak wspominałam w pierwszym pytaniu, już pod koniec szkoły podstawowej przeżywałam zachwyt klasycznymi, retro kreacjami (choćby kostiumy A. Hepburn w Sabrinie czy Szaradzie) i choć wtedy czułam, że to nie do końca jest moment na tego typu ubrania, to intuicja podpowiadała mi, że w takim kierunku będę chciała pójść. Następnie w gimnazjum zakochałam się w ikonicznym wręcz stylu Blair Waldorf, jednej z głównych bohaterek serialu „Plotkara”, ale to wszystko mocno się zmieniało. Moda zawsze budziła we mnie dużo emocji. Oglądając „Seks w wielkim mieście” po prostu nie mogłam napatrzeć się na kreacje głównych bohaterek. Zapisywałam je sobie w folderze z inspiracjami, drukowałam i naklejałam na drzwiach szafy. Wtedy nie miałam pomysłu jak to ugryźć, gdzie szukać takich
rzeczy. W liceum trochę zaszalałam, bo bez przerwy nosiłam niskie Martensy, welurowe legginsy, ogromne jeansowe katany, krótkie sukienki w łączkę, kabaretki, zwierzęce printy i oczywiście większość moich ubrań była wtedy czarna. Styl, który prezentuję obecnie kiełkował w mojej głowie od lat, jednak wyewoluował dopiero na studiach. Na początku była to mocno retro odmiana, z której elementy vintage zostały i są taką kropką nad „i” moich zestawów, jednak całość nie jest już tak bardzo przypominająca stroje z epoki. Stawiam na rzeczy klasyczne, ponadczasowe, proste, minimalistyczne. Nie zmienia to jednak faktu, że od czasu do czasu lubię zobaczyć siebie w takim bardziej retro wydaniu.
Wiemy, że Twoimi inspiracjami są kobiece sylwetki takie jak Grace Kelly czy Audrey Hepburn, oznacza to, że gustujesz również w starym kinie? Możesz polecić nam kilka swoich ulubionych pozycji?
Tak, faktycznie bardzo lubię stare kino! Kilka pozycji, które jako pierwsze przychodzą mi do głowy to: Szarada, Doczekać zmroku, Okno na podwórze, La dolce vita, Casablanca, Rzymskie wakacje, Dwunastu gniewnych ludzi, M jak morderstwo, Powiększenie, Dziecko Rosemary.

Skąd czerpiesz inspiracje?
Myślę, że źródłem inspiracji może być wszystko, co nas otacza. Oczywiście nieskończonym „pudełkiem z pomysłami” jest internet, to oczywiste. Jednak wiele daje mi również kontakt z naturą i kino!
Osobiście przykładamy dużą wagę do świadomej i zrównoważonej mody. Twoje stylizacje składają się głównie z vintage ubrań, co jest równoznaczne z tym, że raczej rzadko kupujesz nowe rzeczy. To zamierzone działanie? Jaki masz stosunek do ekologii w modzie?
Tak, jest to zamierzone działanie. Szczególnie dotyczy to kupowania w sieciówkach. Nadprodukcja w modzie jest problemem na ogromną skalę i gdy tylko mogę
- staram się unikać „fast fashion”. Przyznam szczerze, że nie wyobrażam sobie kupowania ubrań na jeden sezon tylko dlatego, że są modne, a po pół roku rzucania ich w kąt szafy.
Wolisz kobiece, delikatne sukienki czy raczej charakterne garnitury?
Ach, to zbyt trudny wybór! Czuję, że jestem bez wątpienia mieszanką obu. Czasem są dni, gdy zakładam kopertową midi w drobny wzór, do tego ukochane espadryle na koturnie wiązane nad kostką, zamiast torebki sięgam po wiklinowy koszyk, a na głowę zakładam kapelusz z dużym rondem i wstążką. Bywają też takie dni, gdy mam nastrój na dobrze skrojony garnitur, do tego eleganckie buty w męskim stylu i krawat! Nie ma na to reguły. Miewam dni na każdy z tych wariantów i myślę, że piękna jest w modzie możliwość oddania naszego nastroju, nastawienia, humoru właśnie przez ubranie. Gdy wychodzę na uczelnię w bluzie - często przekłada się to na to, że nie jestem szczególnie gotowa do działania. Jeśli jest to garnitur, nastawienie u mnie jest zawsze mocniejsze i nieco bardziej bojowe. W sukienkach jestem delikatniejszą wersją siebie.

Patrząc na Twojego instagrama możemy zobaczyć perfekcję w każdym calu - idealny makijaż, piękna fryzura, ale czy tak jest zawsze? Pozwalasz sobie czasami na jej brak? Czy zobaczymy Karolinę Maras z niedbale związanymi włosami, w dresie zmierzającą rano po pieczywo do piekarni?
Myślę, że w ostatnim czasie sporo się zmieniło i nawet na moim profilu zobaczyć można nie tylko perfekcję, ale po prostu kadry z codziennego życia. Na czas kwarantanny wróciłam do domu rodzinnego, więc pokazuję również dwójkę moich młodszych braci, moją rodzinę, nasze wygłupy, przebieranki i dni w dresach. Na co dzień oczywiście można spotkać mnie w dresie (albo piżamie) w drodze po poranne zakupy. Chodzę niepomalowana, nieuczesana, w ogromnych swetrach lub
bluzach. Chyba jak każdy z nas! Natomiast ubranie się do wyjścia, pomalowanie, sprawia, że czuję się bardziej gotowa do działania, pomaga mi się to zmobilizować.
Masz swój ulubiony element garderoby?
Wybrać jeden jest zawsze bardzo ciężko, jednak myślę, że szczególną wartość mają dla mnie zegarek i apaszka, które posiadam. Są to przedmioty z duszą i historią. Zegarek to złota Omega z lat 60., którą kiedyś dostałam w prezencie. Drugą rzeczą byłaby apaszka Gucci, która również ma już kilkadziesiąt lat. Jedwabna, ręcznie obszyta, a na niej znajdują się florystyczne ilustracje przypominające szkice z zielnika.

Jak radzisz sobie w aktualnym czasie, masz jakieś sprawdzone sposoby na utrzymanie pozytywnych wibracji?
Muszę przyznać, że nie jest najgorzej! Spodziewałam się, że znacznie trudniej będzie mi przebrnąć przez ten czas. Miewam oczywiście wzloty i upadki, jak każdy z nas, jednak próbuję trzymać się codziennej rutyny i to bardzo mi pomaga. Staram się nie wylegiwać w łóżku do południa, a wstawać wcześnie, sprawnie się ogarniać, ubrać, zjeść śniadanie (bez tego doskwiera mi straszny brak energii) i usiąść do swoich zadań. To taka namiastka codziennego życia, która naprawdę wiele
teraz daje. Poza tym robię rzeczy, na które wcześniej nigdy nie mogłam znaleźć czasu- choćby ćwiczenia. Staram się też jeść zdrowiej, wysypiać się, czyli po prostu zadbać o siebie i swój organizm w tym czasie. Poza tym najbardziej ze wszystkiego polecam chyba wideorozmowy z przyjaciółmi. U nas pojawił się nawet plan zorganizowania imprezy w ten sposób. Zobaczymy, co z tego wyjdzie!
O czym marzysz?
To jest dla mnie zawsze trudnym pytaniem. Dlaczego? Ponieważ marzenia można mieć duże i małe. Myślę, że każdy z nas marzy o szczęściu, po prostu.
Marzę o poznawaniu świata, ludzi, odkrywaniu. O tym, by zawsze mieć przy sobie tych, których kocham. Tak po prostu. (Wiadomo, że nie pogardziłabym też Chanel 2.55, ale kto by pogardził!).
Z Karoliną Maras rozmawiała Maja Kubiaczyk
zdjęcia: Karolina Maras