top of page

Codzienność jednak może być różowa

Zaktualizowano: 1 wrz 2020

Bawią nas niezmiernie fejsbukowe fanpejdże typu „Turpistyczna Łódź”, gdzie wytyka się wszechobecne absurdy i udowadnia, że wygląd niektórych miast to bardziej stan umysłu niż realnie istniejący twór. Wiemy doskonale, że większość miast w Polsce to brzydota, szarość i bieda zlokalizowana tuż obok odrestaurowanych rynków, placów i centrów. Surowy i zniszczony beton, krzywe płyty chodnikowe i przesyt wszystkiego to domena polskiego krajobrazu – bylejakość prowizorycznie przykryta i uklepana gdzieniegdzie pastelozą, która ma imitować jakiś bliżej niesprecyzowany plan estetyczny. Prawda jest jednak taka, że większość podejmowanych działań dotyczących przestrzeni miejskiej jest chaotyczna i w żaden sposób niezaplanowana.



 

Oswoiliśmy się z brzydotą, ignorujemy ją codziennie w drodze do pracy.


 


Wciąż mało jest akcji artystycznych, które realnie odnosiłyby się do przestrzeni

miejskiej. Jakiś czas temu pokochaliśmy murale: niby interwencja w tkankę miejską, ale jednak bezpieczna, estetyczna, zrozumiała. Mało jest nadal akcji performatywnych, które angażowałyby nie tylko miejsce, ale także społeczność lokalną. Wyjście poza ramy instytucji jest trudne z wielu względów: sztuka zaczyna wówczas bezpośrednio dotykać kwestii społecznych, konfrontuje się ze światem spoza hermatycznego środowiska artystycznego, ale też spada z piedestału, z wyniesionego do rangi świętości white cube’a.








Ola Ignasiak wychodzi poza wszystkie te ramy – rozlewając na ulicach miast kolorowe farby zwraca uwagę na elementy, które często marginalizujemy w codziennej gonitwie, starając się jednocześnie odczarować betonową pustynię. Konsekwentnie realizuje projekt „Odszarzenie”, którego celem jest odczarowanie, zakrycie, zamalowanie brzydoty miejskiej, ale też pokazanie, że może być inaczej. Narzędziem pracy Ignasiak jest kolor: intensywny róż, czerwień czy zieleń płyną ulicami, mieszają się ze sobą, wykorzystując miejskie arterie jako rodzaj malarskiego medium. Artystka realizuje konsekwentnie swoje założenia, ale nie boi się przy tym interakcji ze społecznością: podczas realizowanego już od kilkunastu lat projektu Ignasiak wciągała do działań performatywnych dzieci, młodzież, ale także tzw. „margines społeczny”, który dla wielu jest tak samo niewygodnym i brzydkim elementem codzienności jak popękany asfalt.





Najnowszy projekt „Odszarzania” realizowany jest online.

Na ciasnym i ograniczającym, niemalże dusznym podwórku. Mała przestrzeń jest klaustrofobiczna, co świetnie odzwierciedla sytuację w której został postawiony świat roku 2020. Podobnie jak w przypadku wcześniejszych edycji „Odszarzania”, Ignasiak występuje niemal incognito: ubrana na czarno, ukrywa twarz pod kapturem, niczym działający nielegalnie graficiarze. Zresztą to nie osoba artystki ważna jest w procesie, ważne jest to, co dzieje się na ziemi, to tam rozgrywa się mini spektakl: kolory łączą się ze sobą, spontanicznie mieszają, zakrywając barwnikiem nierówności, brud i szczeliny szarości. Klaustrofobiczna, betonowa rzeczywistość podwórka może być różowa, o ile odważymy się działać, wychodząc poza ramy codzienności.



 

tekst: Maja Wolniewska

zdjęcia: Zbigniew Olszyna

Projekt zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci.

bottom of page