
My, kobiety dzielimy się latem na dwa rodzaje miłośniczek sukienek – te, które częściej ubierają mini i te, które chętniej sięgają po midi i maxi. Choć z reguły to dość ciężki wybór, a oba typy krojów mają swoje zalety, w tym artykule skupimy się na drugiej, nieco dłuższej wersji i wyjdziemy naprzeciw zwolenniczkom sukienek co najmniej do połowy łydki.
Historia sukienki ma burzliwe dzieje. Niejednokrotnie była odzwierciedleniem panujących w społeczeństwie nastrojów i potrafiła zmieniać losy niejednej kobiety. W średniowieczu wybierano długość maxi, ponieważ odsłanianie ciała było symbolem grzechu. W renesansie, poprzez dobór materiałów i krojów, kobiety uwydatniały swoją urodę. W baroku skupiono się na sukienkach podkreślających kobiece kształty, nawet jeżeli oznaczało to kłopoty z poruszaniem czy siedzeniem. W oświeceniu uwidoczniły się natomiast ciasne gorsety, które były zagrożeniem dla życia i zdrowia, zniekształcając sylwetki kobiet. W romantyzmie występowały delikatne, zwiewne materiały i kroje, uwydatniające dziewczęcość oraz delikatność. W XIX wieku pojawiły się bufiaste rękawy i uwielbiane przez niejedną z nas falbanki. XX wiek to długości do połowy łydki. Stawiano głównie na minimalizm, a z każdą kolejną dekadą zmieniało się tak wiele, że w tym momencie mamy naprawdę duży wybór i całkowitą dowolność w wyborze sukienek. Dlaczego sama częściej sięgam po maxi? Ten wybór pojawił się u mnie bardzo naturalnie już w czasach licealnych, kiedy szybko podskoczyłam o kilka centymetrów do góry i w skąpych sukienkach czułam się po prostu wulgarnie. Oczywiście nie jest też tak, że zupełnie zrezygnowałam z mini, ale decyduje się na nią tylko w określonych sytuacjach i zawsze wtedy, kiedy dany krój bardzo mi odpowiada. W maxi czuje się bardziej komfortowo i mam pewność, że zbyt krótka spódnica czy sukienka nie odsłoni zbyt wiele. Myślę też, że wiele z Was zgodzi się z tezą, że kobieta w długiej sukience wygląda po prostu elegancko i z klasą.

To, za co kocham maxi, to przede wszystkim możliwość wyrażenia siebie w różny sposób. W zależności od printu czy kroju, można przenieść się w zupełnie inne czasy, a nawet miejsce na świecie. Duże znaczenie ma też materiał z jakiego jest wykonana. Ta bawełniana będzie idealna na co dzień - do pracy lub na plażę. Szyfonowa sprawdzi się na randce lub ważniejszym spotkaniu. Satynowa (obecnie mój ulubiony materiał, ultra modny w tym sezonie) będzie idealna na wesele, a z ciężkimi lub sportowymi butami założysz ją na koncert lub wieczorny
wypad do klubu.
Kwiatowa maxi była moim wyborem na niedzielny spacer. Delikatny, przewiewny materiał świetnie spisuje się w upalne dni, a rozkloszowany dół i prześwitujące rękawy sprawiają wrażenie sukienki rodem z hiszpańskiego wesela. Nie bez powodu dołączyłam do niej kolczyki z frędzlami. Drobne dodatki potrafią zmienić postrzeganie całej stylizacji. Ten sam model z ciężkimi butami i skórzaną ramoneską lub zwykłą bluzą chętnie założyłabym na koncert czy wakacyjny festiwal.
Moją ulubienicą na plażę jest czarna maxi bez pleców, po którą sięgam z myślą
o wakacyjnych wyjazdach. Odkryty, głęboki dekolt z tyłu sukienki, to prawdziwe błogosławieństwo dla tych, które nie lubią eksponować swojego biustu. To prosty sposób na enigmatyczny i jednocześnie uwodzicielski look. Taką sukienkę równie dobrze widzę w look’u high fashion z sandałkami i małą, ozdobną torebką.

Wersja dla fanek maxi w mieście. Na co dzień jestem zwolenniczką sportowych butów, dlatego, do wbrew pozorom eleganckiej spódnicy, założyłam sportowe adidasy i bluzę z bardzo ciekawym printem. To moje rozwiązanie do pracy i czuje się w takim wydaniu bardzo swobodnie. Jest jednocześnie stylowe i zarazem wygodne. Tę samą spódnicę możecie założyć w wersji na randkę. Ja zdecydowałam
się na delikatną koszulkę wykończoną koronką. Myślę, że każda z Was ma taką
w swojej szafie - zarówno biała, jak i czarna idealnie się sprawdzą. Dobrałam też delikatne, pudrowe sandałki i kobiece dodatki w postaci kolczyków i subtelnego naszyjnika. Takie połączenie nie przytłacza, a potrafi wydobyć dziewczęce wdzięki i nienachalną kokieterię.
Ostatnią propozycją jest biała spódnica maxi. Jedna z moich ulubionych stylizacji. To look, który oddaje mój wewnętrzny spokój i harmonię z naturą. Tym razem pozwoliłam sobie na krótki top, który w tym przypadku nie wygląda wyzywająco czy wulgarnie. To moja ulubiona opcja do długich spódnic. Równie dobrze spisałaby się tutaj bluza, ale to propozycja raczej na chłodniejszy wieczór.
Mam nadzieje, że są tutaj kobiety, które tak jak ja kochają maxi i moje propozycje przypadły Wam do gustu. Jeśli macie ochotę na więcej - zapraszam na moje konto na Instagramie, na którym codziennie pojawia się nowy wpis z dziedziny fashion lub beauty.
Ania Pałka dla Lśnienie Magazyn, wydanie szóste
zdjęcia, Łukasz Wiatrowski